Są
dnia z nocą
spoiwem
widokiem którego
nikt nie dostrzegł
buty znaczą szlak
czasu
cząstkę rozbitej
wiązki ciepła
on posiwiały
pępek świata
łaknienie na piersi
zastygłe
ona wiekowa
na cienkich nogach humoru
zakochana w czerwieni
w gotyku drzew
liczonych z pamięci
starego szablonu
oboje maleją
biegając wokół stołu
puszczają samoloty
strzały z patyków
i słowa górnolotne
potocznie
na koniec wzdychając
z nawyku
wybieleni przez pasmo
nocy
odchodzą zaklęci
w krzywym zwierciadle