I tyle…

wszechświat przyspiesza
multiplikując ofiary
wchłania je mocą światła
transfiguruje bez miary

wynoszą się z powietrzem
wpadają w labirynt mennicy
rodzą kolejną śmierć
nędznicy piaskownicy

zaludniają planety
z pasją kosmicznego kuriera
ponad dźwiękami wisi
perspektywa spełnienia

wszechświat powszednieje
w przyziemnej księdze odchłani
w projektach układów suflera
w przestworzach leżących na szali

Warszawa, koniec wieku .

Akt uwodzenia

Słowa przepuszczam
przez palce
gestykulują na prawo
na lewo
rumienię się
gdy schodzą w dół
ciągiem liter w
nieuchwytne
słowa zasadzki – odmawiam
powierzone – powierzam
wzdłuż linii ciała
nie kończę zdania
nieobecność jest niewiadomą
odległość biorę w cudzysłów
w nawias miejsca
w których nie byłam
kochanków których nie miałam
wylewam żale
mieszam epoki z resztą świata
ile wątpliwości
ma każda ufność
ile pytań rodzi
wyjście po miłość
wreszcie wołam do pana
by toast niemych zmienił w dotyk
słowa w westchnienia
szybciej odchodzą i
mniej ranią